Jeśli teraz zadasz sobie pytanie, czy kochasz siebie, to co sam sobie odpowiesz? Jeśli odpowiedź brzmi: „Tak, kocham siebie”, przyjmij moje wielkie gratulacje. Jeśli natomiast wahasz się z odpowiedzią lub jest ona przecząca, to z pewnością zainteresują Cię przyczyny, które blokują realizowanie przez nas naszego najsilniejszego pragnienia, czyli miłości, poczucia bycia akceptowanym i przynależności.
Co powstrzymuje nas przed miłością?
- Negatywne emocje, takie jak wstyd? Lęk?
- Przekonanie o tym, że dominują w nas nasze słabości?
- Brak samoakceptacji?
To niektóre z przyczyn.
Uczucie wstydu możesz kojarzyć z jakąś nieprzyjemną dla Ciebie sytuacją, kiedy zalewa Cię paraliżująca fala gorąca i policzki płoną żywym ogniem. Rzecz w tym, że to uczucie może trwać nieco dłużej niż kilka chwil. Generalnie uczucie wstydu odczuwamy jako wszechogarniające poczucie własnej niedoskonałości, słabości i ułomności. Wstyd różni się od poczucia winy tym, że to drugie wiąże się z faktem, że zrobiliśmy coś złego, a kiedy odczuwamy wstyd, jesteśmy przekonani, że jesteśmy źli.
- Czujemy się bezwartościowi, przegrani, czujemy, że nie stanęliśmy na wysokości zadania jako człowiek.
- Czujemy się wyizolowani i samotni, nieprzystosowani i wykluczeni z grupy społecznej, do której wcześniej przynależeliśmy i byliśmy przez nią akceptowani.
Jeżeli ten stan trwa dłużej albo też powtarza się, może zamienić się w przekonanie, które zwyczajnie uniemożliwia nam realizację pragnienia miłości i przynależności.
Drugą ważną przyczyną, która stoi na przeszkodzie realizacji pragnienia miłości i przynależności, jest lęk. Nie strach, ale lęk, który pojawia się, kiedy przewidujemy, że pojawi się jakieś niebezpieczeństwo. Możemy go odczuwać jako niepokój, uczucie napięcia, skrępowania, zagrożenia.
Lęku nie wywołuje ból, jak w przypadku strachu, ale jest on raczej naszym wewnętrznym odczuciem. I jeśli dotyczy on codzienności – stresujących codziennych spraw, które rozwiązujemy bardziej lub mniej skutecznie w ciągu dnia – jak stanie w korku, nawał telefonów, zajmowanie się dzieckiem, zakupy, rachunki, to jest to element naszego życia, z którym radzimy sobie na bieżąco.
Zbyt wysoko postawiona poprzeczka
Bywa jednak, że gryzące nas od wewnątrz uczucie niepokoju, powodujące ścisk żołądka i nierówne bicie serca, wyrasta z naszych oczekiwań wobec samych siebie, ponieważ czujemy, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy i musimy spełnić określone warunki, żeby takimi być.
Jeśli dodatkowo wątpimy w swoją wartość, to wówczas lęk narasta. Podsycamy go jeszcze bardziej, kiedy na przykład:
- lękliwie i wstydliwie zastanawiamy się, co inni o nas sobie pomyślą,
- postanawiamy udawać, wszystko jest w porządku, mimo że nie jest,
- pielęgnujemy w sobie przekonanie, że najpierw musimy zająć się wszystkimi innymi, a dopiero na końcu sobą i swoimi potrzebami,
- dopasowujemy się do innych, ignorując własne potrzeby,
- stawiamy sobie warunki – że musimy najpierw schudnąć/przytyć, być mądrzejszym, dokształcić się, zarobić więcej pieniędzy, być bardziej lubianym, kreatywnym, zabawnym itd., żeby siebie pokochać i zaakceptować.
Każdy z nas zasługuje na miłość!
Wstyd wynika ze strachu, że nie będziemy kochani i akceptowani. I wcale nie musimy go doświadczać, żeby się go obawiać. Polega na tym, że jesteśmy przekonani o tym, że nie zasługujemy na miłość i przynależność. Boimy się, że jeśli inni ludzie, od których pragniemy uzyskać miłość, dowiedzą się, jacy tak naprawdę jesteśmy (zwróć uwagę, że to nasze przekonanie na swój temat), to nigdy nas nie pokochają.
Możemy nauczyć się uodparniać na wstyd i nie tracić po drodze poczucia własnej wartości, pod warunkiem, że będziemy sami ze sobą szczerzy, zaakceptujemy fakt, że wstyd jest jedną z naszych podstawowych emocji, wszyscy go odczuwamy i obawiamy się o nim mówić, a im mniej o nim mówimy, tym silniej negatywnie wpływa na nas i nasze życie.
Jeśli będziemy o nim rozmawiać z zaufanymi osobami, nazywać po imieniu swoje emocje i sprawdzać w sposób obiektywny nasze założenia dotyczące własnej niedoskonałości, to wówczas będziemy w stanie skutecznie sobie z nim poradzić.
Akceptacja samego siebie kluczem do sukcesu w miłości
Inną przyczyną uniemożliwiającą nam pokochanie samych siebie jest to, że nie potrafimy zaakceptować samych siebie, ponieważ uważamy, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, że na to nie zasługujemy. A akceptacja siebie jest elementem miłości własnej. Dlaczego tak się dzieje? Z kilku przyczyn, które z innej perspektywy pokazują Ci blokady utrudniające realizację pragnienia miłości w naszym życiu.
- Koncentrowanie się na niedoskonałościach – po pierwsze nie postrzegamy siebie jako całej osoby, ale jako poszczególne elementy, które dzielimy na dobre i na złe, skupiając się na tych drugich, pomijając te dobre. W efekcie koncentrujemy całą swoją uwagę na własnych niedoskonałościach, których nie akceptujemy i które chcemy zmienić, bo jesteśmy przekonani, że to właśnie sprawi, że zaakceptujemy siebie.
- Ja = zbiór wad – Bywa też tak, że czasami patrzymy na siebie jak na zbiór wad przez pryzmat jednej dominującej naszą uwagę cechy, na przykład zbyt wysokiej wagi, która powoduje, że postrzegamy siebie jako jednowymiarową jednostkę. Ta jedna niedoskonałość jest jak szkło powiększające, przez które widzimy samych siebie, swoje zachowania, myśli, działania, swoje uczucia, relacje z innymi. Na pewno znasz przysłowie, które mówi, że łyżka dziegciu psuje beczkę miodu. Nie jesteśmy swoją zbyt dużą wagą. Jesteśmy wielowymiarową jednostką, częścią czegoś większego – świata, wszechświata. Mamy w sobie olbrzymi potencjał, hierarchię wartości, swoją misję, wizję, określone cele. Jeśli spojrzymy na to z takiej perspektywy, to w tym kontekście nasza waga traci na znaczeniu.
- Warunkowość akceptacji – Po trzecie stawiamy sobie warunki – na przykład mówimy sobie: zaakceptuję siebie, kiedy schudnę, kiedy zarobię 100 milionów złotych, co wywołuje w nas wewnętrzny konflikt pomiędzy stanem faktycznym a tym, czego pragniemy, który pożera naszą energię. Nie potrafimy zaakceptować siebie bezwarunkowo, ponieważ paradoksalnie, żeby zaakceptować siebie, stawiamy sobie warunki.
Nie myl akceptacji z rezygnacją!
Uważamy, że jesteśmy zbyt wysocy, niscy, zbyt szczupli, zbyt grubi, za często zawodzimy innych, nie realizujemy założonych celów, odwlekamy realizację swoich planów. I że musimy najpierw to zmienić i dopiero pod tym warunkiem zaakceptujemy siebie. Często ulegamy też złudnemu przekonaniu, że kiedy zaakceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy, to stracimy motywację do zmian, ponieważ będziemy usprawiedliwiać się sami przed sobą, że jesteśmy, jacy jesteśmy, akceptujemy siebie i nie możemy już nic więcej z tym zrobić.
Tymczasem akceptacja siebie nie oznacza rezygnacji i braku podejmowania działań związanych ze zmianami, jest dokładnie odwrotnie. Jeśli zaakceptujemy siebie ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami i nie będziemy tej akceptacji traktować jako status quo, ale jako początek prawdziwej zmiany, to łatwiej jest nam jej dokonać, bo właśnie wtedy dajemy sami sobie bezwarunkowe wsparcie.
Musimy uważać, żeby nie mylić akceptacji z rezygnacją.
Czy na miłość trzeba sobie zasłużyć?
Czasami jest tak, że taki system warunkowego zasługiwania na własną miłość niesiemy ze sobą od dzieciństwa. Rodzice często uczą nas, że musimy zasłużyć na miłość i akceptację, na przykład otrzymamy ją za to, że będziemy zachowywać się w określony sposób, osiągać określone cele.
Nauczeni takiego traktowania, w dorosłości przenosimy to na siebie samych – staramy się sami zasłużyć na swoją własną miłość, naprawiając kolejne swoje niedoskonałości po to, żeby po wielkim wysiłku od czasu do czasu zasłużyć u siebie samych na odrobinę docenienia przez samych siebie.
Warunkujemy akceptację i miłość do samych siebie. Mówimy sobie, że pokochamy siebie, gdy awansujemy w pracy albo jak znajdziemy partnera, jak będziemy sławni – lista nigdy się nie kończy. Do każdego warunku są zasady i zadania do wykonania.
Na przykład mówimy sobie, że będziemy efektywniejsi, jeśli będziemy wstawać o piątej rano, ćwiczyć przez siedem dni w tygodniu po dwie godziny.
Osiąganie postawionych sobie w ten sposób celów wiąże się z określonym stanem emocjonalnym, który chcemy osiągnąć. Zakładamy, że jeśli spełnimy określony warunek, to wówczas będziemy akceptować się i kochać już na stałe, ale to jest niewykonalne, bo kiedy spełnimy ten jeden warunek, to pojawiają się kolejne do spełnienia. A jeśli nie zrealizujemy tego, co sobie założyliśmy, to wówczas sami siebie krytykujemy, popadamy w coraz większą frustrację, ponieważ nie spełniliśmy niezbędnego naszym zdaniem warunku, który w naszej ocenie przybliżyłby nas do samoakceptacji.
Żyj zgodnie ze swoimi normami
Ponadto czasami dopasowujemy się poprzez przyjmowanie norm i standardów społecznych jako własnych, a nie zawsze tak musi być, że normy narzucone nam z zewnątrz są zgodne z naszymi własnymi. Normy społeczne są potrzebne, z drugiej strony tworzą presję cenienia i osiągania tego samego, czego chcą inni ludzie. Jeśli nie spełnimy tego warunku,
to możemy nie akceptować siebie, porównywać się z innymi i czuć, że coś jest z nami nie w porządku. Jeśli nie wiemy, czego tak naprawdę pragniemy w życiu, nie mamy własnych norm, to wówczas brakuje nam własnego punktu odniesienia i staramy się być tacy jak inni, odnieść taki sam sukces jak oni. Paradoks polega na tym, że zakładamy, że po spełnieniu tych warunków zaakceptujemy siebie, a tak naprawdę oddalamy się od zaakceptowania siebie bezwarunkowo, bo to nie są nasze cele, ale cudze. W ten sposób żyjemy i funkcjonujemy w iluzji i oddalamy się od naszego celu, zamiast się do niego przybliżać.
Moje zachowanie to nie ja – unikaj oceniania
I w końcu bywa też tak, że czasami nawet nieświadomie łączymy w jedną całość siebie samego i swoje zachowanie, a tak nie jest – zachowanie jest tylko elementem nas samych. Poza nim są jeszcze nasze myśli, emocje, osobowość, wartości, cechy charakteru. Efektem integrowania siebie w jedną całość z naszym zachowaniem jest to, że generalizujemy ocenę swojego zachowania na całych siebie. Zamiast powiedzieć sobie, że tym razem nie wykonaliśmy jakiegoś zadania, będziemy uważali, że jesteśmy w ogóle do niczego i całkowicie beznadziejni, a to utrudnia nam akceptację samych siebie.
Zacznijmy więc raz jeszcze od początku! Kluczem do realizacji pragnienia miłości jest samoakceptacja, samo miłość. Dopóki nie będziemy potrafili miłować samego siebie, dopóty nie uda nam się zaznać prawdziwej miłości i darzyć nią najbliższe nam osoby.
Koniec ze wstydem, lękiem, zbyt wysoką postawioną poprzeczką. Każdy z nas zasługuje na miłość!
Pewnie zastanawiasz się jak tego dokonać? Już w kolejnym wpisie zdradzę Wam moje sposoby.
Skocz do sklepu
Może Cię też zaciekawi...
Zostań autorem książki "Doskonale Niedoskonali"!
Wierzysz w to, że aby osiągnąć sukces, trzeba po drodze pokonać wiele zakrętów? Chcesz zainspirować innych i pokazać, że wcale nie trzeba być doskonałym, by działać?
Dołącz do grona doskonale niedoskonałych autorów i napisz z nami książkę.